Zadig
Znów dopadła mnie autospekulacja. Nie wiem czemu, lecz nagle pomyślałem, że dwadzieścia pięć lat temu, zatem tuż po dwudziestce, byłem członkiem partii socjalistycznej. To było śmiechu warte! Moje członkostwo nie trwało długo. Tak jak wszystko inne, również to, wypowiedziałem je po paru miesiącach. Że kiedyś chciałem być mnichem! Że rzeczywiście zamierzałem zostać katolickim księdzem! I że kiedyś ofiarowałem osiemset tysięcy szylingów dla głodujących w Afryce! I że to prawda! Swojego czasu odczuwałem wszystko jako logiczne, jako oczywiste. Dzisiaj nie mam już do tego jakiegokolwiek stosunku. Że kiedyś wierzyłem, iż mógłbym wstąpić w związek małżeński! Mieć dzieci! Może wojsko!, nawet kiedyś myślałem, generał, marszałek polny, jak jeden z moich przodków!
[…]
Coraz więcej snów, w których ludzie latają, za okno i z powrotem do środka, piękni ludzie, rośliny jakich przedtem nigdy nie widziałem, olbrzymie liście, wielkie jak parasole.
[…]
Dopóki jesteśmy młodzi i nic nas nie boli, wierzymy nie tylko w życie wieczne, mamy je. Potem złamanie, potem upadek, potem lament z tego powodu i koniec. Zawsze to samo. Kiedyś miałem ochotę na oszukanie urzędu finansowego, teraz nie mam już na to ochoty, powiedziałem sobie. Każdy, kto chce, może mi patrzeć w karty. W tym momencie tak myślę. W tym momencie. Właściwie jest tylko pytanie, jak w miarę bezboleśnie przetrwać zimę. I jeszcze o wiele bardziej okrutną wiosnę. Zaś lata zawsze nienawidziliśmy. Potem znów jesień pozbawi nas wszystkiego. Potem pozwoliła na obejrzenie najbardziej zachwycającego biustu, jaki kiedykolwiek widział świat, Zadig. Nie wiem, dlaczego właśnie to zdanie przyszło mi do głowy i mnie rozśmieszyło. Istotna była tu tylko konieczność, że zupełnie nieprzewidzianie musiałem się roześmiać. Bo gdy idzie o temat nie miałem się czego wstydzić. Co jakiś czas wpadamy w stany podniecenia, które niekiedy mogą się utrzymywać całymi tygodniami i nie można się ich pozbyć, nagle już ich nie ma, choć my od dłuższego czasu egzystujemy już w stanie uspokojenia. Lecz nie umiemy sobie określić dokładnie, kiedy nastało uspokojenie.
Thomas Bernhard Beton, tłum. Ernest Dyczek, Marek Feliks Nowak, Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2001
The impasse caused by the cyclical nature of pain is resolved by a sudden and apparent non sequitur, and if the reader is prepared to make an associative link, a revealing interpretation of the narrative can follow: Dann liefl sie den entziickendsten Busen sehen, den die Welt je gesehen hatte, Zadig. This quotation from Voltaire’s tale spontaneously makes Rudolf laugh and brings him relief, and he realizes that somehow it is decisive. The quotation has three major effects here. First, and most importantly, it brings relief to Rudolfs tension and anxiety or agitations (his Erregungen), and he laughs.The laughter is a spontaneous, unrehearsed human reaction of pleasure and stands in striking contrast to the pain he refers to in the description of seasonal monotony. From this basic, but important point of view, literature provides physical and mental release and relief; it helps him to survive the winter of discontent and pain, to overcome, however briefly, the coldness or frost to which earlier titles of Bernhard’s own prose allude. […]
Communication and Hope in Thomas Bernhard’s Later Prose Writings by Percy Soli Darukhanawala, University of Oxford, 2001