1474776048842970000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

W nocy nie mogłem usnąć, cały czas myślałem o Pablo, leżałem w hostelowym łożu, zastanawiając się nad fenomenem jego egzystencji, siedem lat bez dachu nad głową, siedem lat strachu, niepewności, skrajnego nadwyrężania mechanizmów obronnych, nie potrafiłem sobie tego nawet wyobrazić, nie potrafiłem postawić się w jego sytuacji, choćby tylko na minutę, chociażby na sekundkę, hostel, w którym zamieszkałem, był stary i zaniedbany, łóżko, na jakim przyszło mi teraz leżeć, nierówne i twarde, jednym słowem okropne, wewnątrz duszno, mimo otwartego okna, w gruncie rzeczy nie wiem dlaczego zdecydowałem się na ten hostel, jest tyle hosteli wokół, wokół tyle mamy hosteli, i po co to gada?, a ty znów zdecydowałeś się na ten najbardziej odrażający, mogłeś wybrać, miałeś wybór, ale zrezygnowałeś z wyboru, zadowalając się tym, co już znasz, zawsze zadowalałeś się tym co już znasz, zawsze tym samym, chociaż to samo jest przecież za każdym razem takie samo, a więc najgorsze, zamiast wybrać chociaż raz coś innego, ty wybierałeś zawsze to samo, to co było, co dobrze znałeś, nawet wtedy, gdy to samo już na wstępnie okazywało się najbardziej odstręczające; mając wybór, nigdy nie wybierałeś innego, wolałeś to, co swojskie, irytujące, a więc najgorsze. Pablo. Pablo. Pablito. Co teraz robi?, myślałem, o czym myśli?, leżałem w przydzielonym mi ad hoc hostelowym łożu i nic nie przychodziło mi do głowy, mogłem jedynie kontemplować światło, jak to się mówi, sączące się przez sprane hostelowe firany, więc kontemplowałem światło, nie przestając myśleć o Pablo, gdy nagle coś ugryzło mnie w łydkę. Ała! Od razu wiedziałem o co chodzi. Chodziło o pluskwy. Wszędzie, dokądkolwiek bym się nie udał, zawsze dopada mnie robactwo, a pluskwy nie są tu bynajmniej chlubnym wyjątkiem, w zasadzie na równi z komarami dzierżą one palmę pierwszeństwa, gdziekolwiek bym się nie udał, zawsze dopadają mnie; wpierw komary, a następnie pluskwy – w takiej kolejności, w tym kraju nie mamy żadnych szans w konfrontacji z naturą, wszędzie, dokądkolwiek byśmy się nie udali, dopadają nas a) komary, b) pluskwy, gdziekolwiek byśmy się nie schronili, w którąkolwiek stronę nie poszli, pojechali, zaraz mamy nad głową stado komarów, a wokół stóp mrowie agresywnych pluskiew. Kolejne bolesne ugryzienie tylko potwierdziło moje słowa. Aż się poderwałem! Podwinąłem nogawkę spodni; oto łydka czerwona, zaczerwieniona, musiałem zebrać w sobie całą siłę woli, by powstrzymać się przed drapaniem; drapanie, rozdrapywanie tylko pogorszyłoby i tak nie najlepszy, wręcz fatalny stan mojej łydki. Lecz to jeszcze nie wszystko, panie Mateuszu!, nie wiem, czy pan słyszał, ale w tym roku mamy wyjątkowy problem z biedronkami. Biedronki azjatyckie atakują. Biedronki azjatyckie wchodzą masowo do domów i mieszkań. Biedronki azjatyckie szturmują nasze okna. Inwazyjne i niebezpieczne biedronki azjatyckie oraz nasze polskie. Jak je odróżnić? Biedronki azjatyckie mogą też atakować nasze psy! Ах, Арлекино, Арлекино, Нужно быть смешным для всех. Przypomniałem sobie nagle zdjęcie, przypomniałem sobie, że są jeszcze kleszcze!, przypomniałem sobie jako żywo, panie Mateuszu, zdjęcie, na jakie natknąłem się kilka dni temu odruchowo przeglądając portale, zdjęcie rzucające się w oczy umieszczone na głównej stronie portalu, zdjęcie ohydne, wyjątkowo paskudne, od którego widoku nie mogłem się potem przez długi czas uwolnić; przez wiele nocy i dni nawiedzał mnie widok tego zdjęcia; dzisiaj na portalach nie znajdujemy naturalnie rzetelnych wiadomości, dzisiaj na portalach znajdujemy ohydne, przerażające zdjęcia, od których nie mamy szansy już do końca życia się uwolnić; na owym zdjęciu ukazana została od spodu psia łapa z wpijającymi się w nią, obrzydliwymi, opitymi psią krwią, nabrzmiałymi od krwi kleszczami, pod zdjęciem znajdowało się naturalnie ostrzeżenie dla wszystkich właścicieli psów, żeby tuż po spacerze dokładnie sprawdzać psie łapy, bowiem w tym roku grozi nam wyjątkowa inwazja kleszczy. Istnienie kleszczy jest jednym z kardynalnych dowodów na nieistnienie dobrego Boga, bo po cóż dobry Bóg miałby stwarzać kleszcze? Istnienie każdego wpijającego się w nas robaka jest kolejnym i kolejnym dowodem na nieistnienie dobrego Boga, gdybyśmy się tylko dobrze wokół siebie rozejrzeli, poszperali, znaleźlibyśmy setki, jeśli nie tysiące dowodów na to, że dobry Bóg nie istnieje.