2427893228399980000000

List III

 

Mimo że letni dzień, wnętrze domu wypełnione było półmrokiem; zaciągnęła zasłony we wszystkich oknach, zarówno na parterze, jak i na piętrze. Na niewiele to się zdało; światło słoneczne wydobywało zewnętrzne kształty rusztowań, a na nich męskie sylwetki. Ciągle coś tam robili! We wszystkich oknach! Prostowali się i kucali. Powstawali i wymachiwali. Przedłużenie ich rąk stanowiły dziwne kształty, ni to kielnie, ni narzędzia zbrodni. Cień w każdym oknie!

Najgorsze były chwile ciszy, bowiem zaraz po nich musiały, zgodnie z tym czego się spodziewała, nastąpić ataki wiertarek. Słysząc ciszę, antycypowała ataki wiertarek. Te ataki były najgorsze, gorsze od cieni mężczyzn na rusztowaniach, gorsze od wszystkiego.

– Jakby mi kto zęby borował – myślała.

Nie mogła pozwolić sobie na chwilę wytchnienia w żadnym z pomieszczeń domu, czy to w kuchni, czy nawet w palarni. Mężczyźni byli wszędzie. W całym domu. I wszędzie jej dokuczali.

 

PS

Moja ciotka umarła atakowana od zewnątrz. Jej dom otoczyli robotnicy, którzy przez trzy dni i trzy noce próbowali się dostać do wewnątrz. Pisała w liście pożegnalnym o niegasnącej furii robotników, którzy używali najbardziej hałaśliwych sprzętów, począwszy od młotków, przez udarowe wiertarki, a skończywszy na młotach pneumatycznych. Pomagały im zadomowione w stropie korniki.